W naszej serii o historii kultowych centrach handlowych
wracamy do Londynu. Gościliśmy tam przy okazji wiekowego Harrodsa, tym razem
poznamy historię jego kilka dekad młodszego konkurenta – domu handlowego Selfridges. Od 2013 roku
stacja ITV wyświetla serial poświęcony jego założycielowi. Nic dziwnego –
historia tego amerykańskiego przedsiębiorcy stanowi doskonały materiał
fabularny.
Przybywając w 1906 roku do Londynu Harry Gordon Slefridge
miał na koncie dwudziestoośmioletnie doświadczenie z pracy w Marshall Field.
Był to największy dom handlowy w Chicago, gdzie długoletnią karierę rozpoczął
układając produkty na półkach. Na decyzję o emigracji wpłynął między innymi
fakt, że Selfridge nie miał tam szans na awans . Po dwudziestu latach na
stanowisku managera sklepu nie mógł zajść dalej – a jako Amerykanin z krwi i
kości, nie mógł tego stanu zaakceptować.
London w tym czasie jest stolicą Brytyjskiego Imperium,
prężnie rozwijającym się ośrodkiem handlu, przemysłu i kultury. Już od
kilkudziesięciu lat działał na rynku Harrods, lecz większość londyńskich
sklepów była przeznaczona jedynie dla tych najzamożniejszych klas
społeczeństwa. Handel opierał się na małych, wyspecjalizowanych sklepach, w
których klient nie mógł swobodnie oglądać produktów i był zobowiązany dokonać zakupu.
Zupełnie inny pomysł na shopping miał
Harry Selfridge.
Na otwarcie nowego domu handlowego przybył co czwarty
mieszkaniec stolicy. Dziś wiadomo, że projekt otwartego wówczas dla
publiczności budynku był wielokrotnie modyfikowany. Pierwotny koncept, podobnie
jak kilka kolejnych, nie był bowiem akceptowany przez władze miasta ze względu
na swój wybujały charakter. Nie chciany był blask sklepu, który
przyćmiewał nawet angielski parlament, a taki efekt przyniosłyby zapewne
planowane początkowo ogromna kopuła czy wysoka wieża unosząca się nad
niezabudowaną jeszcze wtedy Oxford Street. Decyzja o ulokowaniu inwestycji
właśnie tam była bardzo ryzykowna. Co ciężko jest dziś sobie wyobrazić, okolice
te były wtedy przedmieściami. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności została właśnie
otwarta nowa linia metra z przystankiem Bond Street Station. Biografka
Selfridge’a, Lindy Woodhead, odkryła w jego dokumentacji listy do władz
miejskich z wnioskiem o nadanie temu przystankowi… jego imienia i z prośbą o
pozwolenie wykopania tunelu prowadzącego ze stacji prosto do budynku sklepu.
Otwarcie zostało poprzedzone szeroko zakrojoną kampanią
reklamową. W prasie po raz pierwszy ukazały się ogłoszenia okraszone tak
bogatymi ilustracjami. Amerykanin wiedział, że wraz z sygnowanym przez swoje
nazwisko centrum, musi sprzedać nie tylko produkt, lecz cały lifestyle. Tę ideę w pełni wyrażało zdanie: Shopping
at Selfridges: a pleasure – a pastime – a recreation. Zakupy
w Selfridges: przyjemność - rozrywka -
wytchnienie. I dokładnie tym było dla dla swojej klienteli
Selfridges. Przestrzenią wolną od różnic klasowych (Everyone’s welcome! – głosiły ulotki), miejscem wypoczynku, spotkań
towarzyskich. Uwięzione w gorsetach panie mogły zahaczyć o centrum pod
pretekstem skorzystania z toalety (ten
patent wykorzystano już wcześniej w paryskim Printemps), co niemożliwe było
wcześniej poza domem.
Podobnie jak we wszystkich innych centrach handlowych
wykwitających na całym świecie w większych ośrodkach miejskich, Selfridges miał
ogromne znaczenie zwłaszcza dla kobiet i kształtowania się ich sytuacji
społecznej. Jest to jedyna przestrzeń publiczna, gdzie na początku dwudziestego
wieku mają przyzwolenie na przebywanie bez obecności przyjaciółek, rodziny lub
oficjalnego partnera. Sprawia to, że czują się swobodnie, a przede wszystkim na
tym powinno zależeć właścicielom sklepów. Komfortowo czują się nie tylko
klienci, lecz także personel sklepu. Jest on traktowany demokratycznie, jego
członkowie nie są ocenianiu przez płeć , lecz swoje kwalifikacje. W latach
dwudziestych Selfridge instaluje w
budynku dziewięć nowoczesnych wind obsługiwanych przez kobiety ubrane w piękne
uniformy, podczas gdy jeszcze przez kilkadziesiąt lat w zachodniej Europie
przebywanie nieeskortowanej damy w ciasnej windzie z mężczyznami będzie
pojmowane jako niebezpieczne i skandaliczne.
Harry Selfridge lubił rozpieszczać swoje klientki, wiedząc,
że w zamian za to te nie będą one oszczędzać podczas shoppingu, zajęcia które promował nie jako wynikające z potrzeby i
konieczności lecz przyjemnej aktywności spędzania wolnego czasu. Wspierał działalność walczących o prawa
wyborcze sufrażystek, a na dachu sklepu powiewała reprezentująca je flaga. W
zamian za to, podczas wywołanych przez nie zamieszek w 1910, feministyczne
działaczki omijały witryny swojego ukochanego sklepu… nie szczędząc innych
londyńskich wystaw.
Kilka miesięcy po otwarciu centrum stopniowo ucichło
zainteresowanie klientów i początkowe tłumy przestały wysiadać na stacji Bond
Street. Przedsiębiorczy Amerykanin, którego motto brzmiało Do the right thing in the right time, postanowił wykorzystać
obiegającą Europę wiadomość o pierwszym
udanym locie nad Kanałem La Manche. Sprowadził słynny samolot na parter swego
sklepu i urządził tam wystawę. Ciekawa nowinki technicznej publiczność wróciła,
a z nią także ich portfele.
Selfridge wykorzystuje znane już wcześniej innowacje w
sprzedaży detalicznej – możliwość oglądania i dotykania produktu, budowanie
atmosfery przyjemnym zapachem, muzyką na żywo, świeżymi kwiatami, pomocą ze
strony kompetentnego personelu. Wprowadza także swoje nowinki – w 1910 po raz
pierwszy cieszące się ogromną popularnością wyprzedaże między sezonami. W
głównym holu, zaraz przy wejściu, umieszcza ogromne stoisko z kosmetykami pełniące rolę przyciągającego klientki
„cukierka”.
Obecnie sieć Selfridges ma swoje dwie siedziby w Manchesterze oraz jedną w
Birmigham, będącą przykładem nowoczesnej architektury w najlepszym wydaniu.
selfridges.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz